,,Dar czy przekleństwo?'' cz.1

     (Część zerową [prolog] znajdziecie tutaj.)
     Pamiętacie, co pisałam o wielkim potworze rodem z Power Rangers'ów?
     No właśnie.
     Zapraszam.

                                                                                                        ***



Pik. Pik. Pik.
     „Znowu ten cholerny budzik!”, przyszło mi do głowy. Machnęłam ręką z zamiarem wyłączenia irytującego urządzenia, ale chyba trochę się przeliczyłam, bo zamiast na budzik natrafiłam na bardzo twardą i lodowato zimną szafkę.
     Auć!
     Uderzenie sprawiło, że jęknęłam i raptownie usiadłam, przyciągając obolałe przedramię do piersi i otwierając oczy.
     Gwałtowny ruch nie był do końca przemyślanym posunięciem, bo w jego następstwie zsunęłam się z wąskiej krawędzi łóżka, na której jeszcze się trzymałam i z łoskotem runęłam na podłogę, instynktownie zaciskając powieki.
     Jęknęłam przeciągle, niespodziewanie wklejona w podłogę.
     Hmm... Pachnie jak szpital. Czy jestem w szpitalu?
     Jednak bardziej niż obite ciało bolała mnie świadomość, że z moim szczęściem co najmniej 10 osób widziało mój spektakularny upadek i pewnie wszyscy duszą się teraz ze śmiechu.
     Moje policzki płonęły wstydem. „Oferma!”, zbeształam się w myślach. Po chwili usłyszałam ciche, jakby nieśmiałe kroki i prawie niesłyszalny trzask kości, kiedy ktoś uklęknął obok mnie.
     Mocniej zacisnęłam powieki.
     Nie śmiej się ze mnie, nie śmiej się, nie śmiej...
     Poczułam lekkie muśnięcie na ramieniu. „Dziewczyna”, zgadłam. Obok mnie klęczy jakaś dziewczyna.
- Wszystko w porządku? - Usłyszałam słodki głos.
   Brzmiał jak dzwonienie najdelikatniejszych dzwonków. Był wysoki, ale nie piskliwy, raczej wyciszony. Miałam ochotę zanurzyć się w tym brzmieniu aż po czubek głowy.
   Nagle zdałam sobie sprawę, że powinnam jej odpowiedzieć.
- Tak - wymamrotałam. - Wszystko jest w jak najlepszym porządku.
     Kłamstwo. Nic nie było w porządku. Z nieznanych mi powodów byłam w szpitalu (tak, Liv, nie ma to jak określać swoje położenie na podstawie zapachu... Zostawię to bez komentarza) i w ciągu kilku minut po przebudzeniu zdążyłam zrobić z siebie pośmiewisko, rozkładając się jak długa na podłodze. Świetnie. To chyba mój nowy rekord!
- A jak się czujesz? - Dopytywała dziewczyna.
     Czy to mi się już w głowie przewraca, czy w jej głosie faktycznie brzmi troska?
Ja? Czuję się fantastycznie - odparłam bez odrobiny ironii.
     Kolejne kłamstwo. Czułam się żałośnie. Oprócz tego bolała mnie głowa, łokieć, którym uderzyłam w szafkę i cała prawa strona ciała, od barku aż po kostkę u nogi. Rewelacyjnie!
     Czy uszkodzę się dziś jeszcze bardziej?
Chodź, musisz wstać - powiedziała.
- Ale czemu? - Wyjęczałam przeciągle.
     W odpowiedzi usłyszałam przeuroczy chichot i poczułam dwie smukłe (i zaskakująco silne) ręce chwytające mnie pod pachy i ciągnące do góry.
     Czując wewnętrzny sprzeciw oponujący przeciwko ruszaniu się i namawiający do zostania na tej podłodze do końca życia, westchnęłam.
     Pozwoliłam się jednak podnieść. Ustawiona do pionu lekko się zachwiałam, ale udało mi się utrzymać na nieco miękkich nogach.
     Nagle dotarło do mnie, że przez ten cały czas miałam zamknięte oczy (otworzyłam je tylko na ułamek sekundy, kiedy uderzyłam się w rękę; zdążyłam wtedy zobaczyć zaledwie część oślepiająco białego sufitu).
     Powoli rozwarłam powieki.
     Błękitna ściana przede mną i numer namalowany w jej lewym, górnym rogu - 013.
     Super. Jeszcze mi się pechowa trzynastka trafiła!
     Mała kamera zamocowana tuż pod sufitem po prawej i czerwone światełko świadczące o tym, że jest włączona.
     Czy mi się zdawało, czy ta kamera właśnie zrobiła na mnie zbliżenie?
     Łóżko szpitalne z rozkopaną pościelą w kwiatki i mała metalowa szafka po jego prawej stronie oraz niskie krzesełko po lewej.
     Czy jestem jedyną pacjentką na tej sali?
     Bez pośpiechu odwróciłam głowę i spojrzałam na stojącą przy mnie dziewczynę. W tym samym momencie moje ciało jakby przeszył prąd.
     To była ONA - dziewczyna, którą widziałam w ciemności. Czyli... Mój Anioł?
     Zaraz... Jaka ciemność? Jaki Anioł? Co się dzieje z moją głową?
     Poza tym była to zdecydowanie najpiękniejsza dziewczyna, jaką w życiu widziałam.
     Jej długie do połowy pleców rude włosy wiły się w niesforne loki. Jeden kosmyk opadł jej na czoło. Odrzuciłam pomysł odgarnięcia go jej za ucho. Tak wyglądała bardziej uroczo.
     Rzuciłam okiem na twarz dziewczyny. Wyglądała ona jak u wróżki - drobna buzia w kształcie serca w połączeniu z dużymi, błękitnymi oczyma i pełnymi, różowymi usteczkami tworzyła idealną całość. Miałam ochotę sprawdzić, czy jej usta są tak miękkie, na jakie wyglądają.
     Zaraz, co?! Co za myśli przychodzą mi do głowy?! Pewnie się uderzyłam... W głowę... Pewnie to przejdzie...
     Odchrząknęłam, nieco zażenowana, i starając się odwrócić swoją uwagę od jej rąk, których dotyk na moim ramieniu nagle zaczął niemal parzyć, zapytałam się, czy nosi soczewki.
- Nie - odparła z uśmiechem.
     Och, te dołeczki w policzkach są takie rozkoszne!
     Przestań!, przystopowała mnie od razu jakaś cząstka mojej osobowości, przerażona tą fascynacją do nowo poznanej dziewczyny.
- Ach tak - odpowiedziałam słabym głosem. Bałam się tego, jak na mnie wpływała, ale nie umiałam tego powstrzymać. - Połączenie naturalnie rudych włosów z błękitnymi oczami jest najrzadsze na świecie.
- Doprawdy? - Spytała, unosząc brew. - Nie wiedziałam...
     Chwilę tak trwałyśmy, ciało przy ciele, a ja czułam jak serce boleśnie obija mi się o żebra, po czym dziewczyna delikatnie zmarszczyła czoło i zapytała:
- A dlaczego nie zapytałaś o to, czy farbuję włosy, tylko o to, czy noszę kontakty?
- Bo rudy do ciebie pasuje - odrzekłam bez zastanowienia. Na dźwięk jej śmiechu moją twarz oblekł rumieniec.
     Idiotka! Jeszcze pomyśli, że masz ją za fałszywą...
Dziękuję - odpowiedziała tylko, a ja westchnęłam w duchu.
     Jasne, głupi to zawsze ma szczęście. Dzięki Bogu...
     Zauważyłam też, że moje słowa potraktowała jako komplement, i że była z niego zadowolona.
     Radość z tego powodu połaskotała mnie gdzieś w okolicy żołądka, ale niemal natychmiast została zdławiona przez tę część mnie, która nie chciała, żeby z tą dziewczyną łączyły mnie jakieś emocje.
     W tej samej chwili moja towarzyszka (mogę tak o niej myśleć, prawda?) spojrzała na zegarek ulokowany na jej prawym nadgarstku i cicho krzyknęła.
- Muszę uciekać! Jestem już spóźniona na ważne spotkanie!
     Spojrzałam na nią i kiwnęłam głową na znak, że rozumiem, a ona szybko podprowadziła mnie do łóżka i delikatnie na nim posadziła.
- Przyjdę jeszcze później, dobrze?
     Ponownie kiwnęłam głową, a mój żołądek zwinął się w supeł. Już za nią tęskniłam.
     „Opanuj się!”, wdarło się w moje myśli.
     Dziewczyna jeszcze raz ścisnęła moją dłoń, uśmiechnęła się do mnie (czy widziałam w tym uśmiechu czułość?) i ruszyła do wyjścia. Stojąc w otwartych drzwiach odwróciła się do mnie po raz ostatni.
- Przyjdę tak szybko, jak się da - zapewniła mnie.
     Kiedy tak kiwałam głową w ramach odpowiedzi, myślałam o tym, że pewnie wyglądam jak pieski, które ustawia się aucie, żeby ruszały główkami w czasie jazdy.
     Tylko że ja nie byłam żadnym pieskiem, nigdzie nie jechałam, dziewczyna, która w ułamku chwili zajęła sobą znaczną część moich myśli właśnie zamykała za sobą drzwi, zamieniając kilka słów z jakąś osobą na zewnątrz, a ja nagle poczułam się niewyobrażalnie wręcz zmęczona.
     Położyłam się na łóżku i przykryłam swoje ciało kołdrą, po czym przymknęłam powieki. Po mojej głowie krążyły bezładnie setki myśli. Przypuszczenia, domniemania...
     W zasadzie tylko trzech rzeczy byłam pewna na sto procent - tego, że w mojej głowie coś się nieodwracalnie zmieniło (choć nie wiedziałam, dlaczego); tego, że cały czas byłam obserwowana (dałabym głowę, że ktoś cały czas stoi za drzwiami i mnie pilnuje); i tego, że moje całe życie wywróci się do góry nogami za sprawą tej dziewczyny... Której imienia nawet nie znałam.
     Nie chciałam o tym myśleć, tak samo jak nie chciałam czuć tęsknoty za nią i słyszeć tego irytującego pikania, które zaczęło do mnie docierać, gdy tylko dziewczyna wyszła, a którego źródła nie mogłam zlokalizować. Nie teraz.
     Dlatego po prostu z całych sił starałam się ignorować wszystko wokół i leżałam tak, zwinięta w kłębek, na obcym łóżku, które też pachniało szpitalem.
     Nie zauważyłam nawet, kiedy zasnęłam.

                                                                                                        ***

     Mówiłam, że lubię romanse i miłosne rozterki?
     Nie?
     To mówię teraz.
     Na szczęście uwielbiam też akcję, tajemnice i inne, przyprawiające o dreszcze rzeczy (ekhem, na przykład horrory, ekhem).
     Nie załamujcie rąk, same miłości to dla mnie za mało. Nienawiść też będzie. Lubicie to, co nie?
     Buziaki, uściski i masa cukru od                                                                                                                                                                                                                                                                                                                        Damayanti

Przejdź do cz.2 >>

   

Komentarze