Początek

     No dobrze, ustalmy coś na wstępie.
     Jestem jedną z tych dziewczyn, które chętnie się za coś zabierają, ale potem tracą zapał i chęci do kontynuowania określonego zajęcia.
     Nie jest to bynajmniej mój pierwszy czy drugi blog. Podejrzewam, że nie mieści się nawet w pierwszej dziesiątce.
     Ale właśnie teraz i właśnie jego mam zamiar prowadzić, i to prowadzić w miarę regularnie.
(Powtarzam to przy każdym kolejnym blogu. Może teraz coś się zmieni.)
Zapraszam.

                                                                                                        ***

     Było już dobrze po północy. Noc była ciemna, a jasny księżyc skrywał się co chwilę za zasłonami chmur. Jego przerywane migotanie odbijało się od mrocznych i mętnych wód rzeki. Na jej brzegu rosło drzewo. Wysokie, może dziesięciometrowe. Z jego gałęzi zwisały jakieś dziwne pnącza.
     Naraz dało się słyszeć trzask. Prosto ku drzewu zmierzała dziewczyna. Szła boso, ubrana tylko w długą do połowy uda koszulę nocną. Nagie nogi i ramiona dziewczyny pokryte były gęsią skórką. Jej blond włosy spływały gładką falą na plecy. Niewątpliwie była bardzo piękna, choć pod niemal czarnymi oczami miała ciemnofioletowe sińce.
     Sprawiała wrażenie nieco nieobecnej. Z jej lekko rozchylonych warg wydobywał się cichy, ochrypły szept. Dziewczyna powtarzała w koło:
- Are you, are you, coming to the tree? They strung up a men, they say who murdered three.
     W lewej dłoni trzymała jakieś zawiniątko. Gdy dotarła do drzewa, dotknęła jego kory prawą ręką. Drewno wydało jej się zimne i martwe. Zamilkła i zamknęła oczy, głęboko wciągając powietrze w płuca, zupełnie jakby miał to być jej ostatni oddech.
     Po kilku minutach otworzyła oczy i zaczęła wspinać się na drzewo. Chcąc ułatwić sobie wspinaczkę, chwyciła zawiniątko zębami i uwolniła lewą rękę.
     Już po chwili znacznie przyspieszył jej oddech, a mięśnie drżały z wysiłku. Czoło dziewczyny zrosiły krople potu, a z poranionych stóp i dłoni sączyła się krew. Ona jednak nie zamierzała się poddać.
     Gdy znajdowała się na wysokości blisko siedmiu metrów, zatrzymała się i usiadła na najbliższym konarze, opierając się plecami o pień drzewa.
     Zawiniątko ułożyła sobie na podołku, siłą woli starając się opanować drżenie rąk.
     Nagle księżyc wyłonił się zza chmur. Strumień światła padł na bladą skórę dziewczyny, pokrytą siniakami, zadrapaniami, oparzeniami i bliznami. Najwięcej szram znajdowało się na jej nadgarstkach i przedramionach. Niektóre były świeże, inne mogły mieć nawet kilka lat. Jednak dziewczyna nawet na nie nie spojrzała i rozwinęła pakunek, który niosła ze sobą przez cała drogę.
     W zawiniątku znajdował się konopny sznur. Przez chwilę patrzyła na niego uważnie, trzymając go w zakrwawionych dłoniach i ciężko oddychając. Po kilku minutach pokręciła gwałtownie głową, jakby odpędzała od siebie jakąś myśl.
     Z wprawą zawiązała na sznurze pętlę i przywiązała sznur do gałęzi, na której siedziała.
     Zaciskając dłonie na powrozie, zmęczonym wzrokiem powiodła po otaczającym ją krajobrazie. Rozłożyste drzewo posiadało wiele konarów. Zwieszające się z nich pnącza okazały się kolejnymi sznurami, bujającymi się smutno na lekkim wietrze. Oświetlane to słabszym, to silniejszym blaskiem księżyca, rzucały długie cienie na ziemię u stóp drzewa.
     Dziewczyna, po raz kolejny tej nocy, zamknęła oczy i pozwoliła swemu ciału i duszy wtopić się w otaczający ją świat.
     Lekki wiatr owiewał jej twarz i ramiona. Spokojnie oddychała chłodnym, wiosennym powietrzem. Otworzyła oczy i popatrzyła w niebo, widoczne wyraźnie przez nagie jeszcze gałęzie. Setki gwiazd mrugały do niej z nieboskłonu.
     Pierwszy raz od lat dziewczyna uśmiechnęła się szczerze. W jej oczach stanęły łzy, które po chwili zaczęły spływać po jasnych policzkach wąskimi strumykami.
- Mogłabym tak żyć. Szkoda, że nic takiego nie było mi dane - jej zmieniony przez smutek głos przeciął ciszę jak nóż.
     Dziewczyna opuściła głowę i narzuciła pętlę na szyję. Siedziała na gałęzi, zaciskając dłonie na chłodnej korze. Wystarczyło, by zsunęła się w dół. Tego właśnie chciała. Choć raz móc o sobie zadecydować. Choć raz nie patrzeć na innych i ich zdanie. Choć raz zrobić coś, cokolwiek, tylko na własnych warunkach.
     Jeszcze raz spojrzała w niebo. Wiedziała, że robi to po raz ostatni, ale była szczęśliwa. Już nikt jej nigdy nie skrzywdzi, nie pobije, nie poniży. Nigdy. Szczery, szeroki uśmiech rozświetlił jej twarz.
     A ona zsunęła się z gałęzi.

                                                                                                             ***

     Wyjątkowo ciepły marcowy poranek przyniósł ze sobą jasne słońce, które oświetliło wielkie, rozłożyste drzewo rosnące nad rzeką. Jeden z promieni padł na twarz dziewczyny z pięknymi blond włosami. Dziewczyny, która zasnęła na zawsze, choć raz uśmiechnięta.

                                                                                                            ***


     Ważna sprawa #1
     Nie pochwalam samobójstw. Ale też nie uważam samobójców za tchórzy - potrzeba bezmiaru odwagi, by pokonać coś tak potężnego jak instynkt samozachowawczy i targnąć się na swoje życie.
(Nie znaczy to także, że podziwiam samobójców, jakkolwiek to brzmi).
     Pytanie brzmi - jak zdesperowanym trzeba być, aby samemu wyjść śmierci naprzeciw?
     Może myślicie, że Was ten problem nie dotyczy.
     To ułuda.
     Niestety, wszędzie wokół Was znajdą się ludzie, którzy będą na skraju przepaści. Nie mówię, abyście się tym ludziom rzucali na pomoc czy głęboko angażowali w ukazanie im jasnych stron życia. Nie jesteście psychologami ani psychiatrami. Związując się emocjonalnie z takimi osobami nie tylko im nie pomożecie, ale również zaszkodzicie sobie.
     Wiem co mówię.
     Dlatego zamiast głęboko angażować się w takie znajomości, lepiej zgłosić istnienie problemu do osób, które są w stanie realnie pomóc takiej osobie - pracodawcy, wykładowcy, wychowawcy, rodzica czy nawet psychologa.
     Z drugiej strony - nie izolujcie takiej osoby od swojego środowiska. Socjalizacja bywa bardzo potrzebna w różnego rodzaju terapiach. Na ile czujecie się na siłach, na tyle działajcie. Czasem wystarczy, że porozmawiacie z drugą osobą przez chwilę, choćby raz dziennie. Możecie zapytać o postępy terapii, o to, jak się czują.
     Znacie odruch topiącego się?
     Kiedy tylko do niego podpłyniecie, wepchnie Was pod wodę, by samemu utrzymać się na powierzchni.
     Dużo osób przygnębionych rzeczywistością zrobi to samo. Będą mówić, że się nienawidzą, bylebyście powiedzieli, ile są warci. Będą mówić, że nie mają nikogo, bylebyście pytali ''A ja?''. W 90% przypadków nie będą robić tego celowo, ale to nie znaczy, że będzie Was to mniej bolało. Dlatego proszę - dbajcie o takie osoby, ale dbajcie też, i to przede wszystkim, o siebie. Nie dajcie się wciągnąć pod wodę.
     Co do osób mających myśli samobójcze czy też realnie planujących samobójstwo - wiemy, że życie jest ciężkie. Wiemy, że piękne momenty szybko się kończą, zastąpione przez szarą rzeczywistość. Ale takie jest życie. Pełne ciężkiej pracy, złych ludzi i bólu. Prawda?
     Jest jednak coś, dzięki czemu życie może stać się dużo piękniejsze.
     Jeśli znacie mit o Pandorze, powinniście doskonale znać odpowiedź.
     Szybkie pytanie - co pozwala przetrwać najcięższe chwile?
     Tak, tak, miłość też. Jasne, przyjaźń też się przyda. Ale najważniejszą rzeczą, bez której nie można żyć, jest nadzieja. Nadzieja na znalezienie w sobie siły, która pomoże nie tylko przetrwać wszystkie kopniaki od życia, ale też pozwoli na przeciwstawienie im się.
     Wiem, gadam jak głupia. Nic nie wiem o Waszych problemach.
     To prawda. Nie wiem nic o Was, o Waszych smutkach i radościach, o Waszym strachu przed jutrem i o złości na cały świat za każdy cios.
     Ale nie jesteście jedynymi, którzy to czują. Być może, jeśli poszukacie wokół siebie, dostrzeżecie takie osoby jak Wy - bo w głębi duszy każdy z nas jest taki sam.
     Nie wstydźcie się prosić o pomoc. Każdy z nas jej czasem potrzebuje.
     Bardzo, bardzo ciepło Was pozdrawiam i życzę wszystkim i każdemu z osobna właśnie takiego szczęścia, o jakim marzy.

 
      Znacznie Mniej Ale Jednak Ważna Sprawa #2
     Być może widzieliście już gdzieś tego shota. To możliwe, bowiem tradycyjnie otwieram nim każdego bloga (wiem, okropna jestem, mnóstwo tego było).
     Z ręką na rozruszniku (lub czarnej dziurze, bo serca nie mam) przyrzekam, że to już ostatni raz. Tym razem może się udać, bo będzie mnie pilnować starsza siostra, a z nią wolę nie zadzierać. Bywa przerażająco brutalna niesamowicie kochana i czyta mi na głos swoje gejowskie opowiadania. Są przecudowne! (Ekhem, nie, ekhem).
     W miarę możliwości postaram się dodawać co najmniej jedną notkę w miesiącu, jeśli jednak napiszę coś więcej, także to wrzucę.
     Do zobaczenia nie wiadomo kiedy.
     Buziaki, uściski i masa cukru od
                                                                                                                                                 Damayanti


Przejdź do następnego one - shota  >>
                                                       
     
   

Komentarze

  1. Wow, serio klimatycznie ci ten tekst wyszedł! ó0ó
    Znaczy, czytając czuje się taki lekki niepokój, ponadto w głowie ta scenka naprawdę dobrze mi wygląda.
    Z tą nutką jest super, ale... sama nie wiem, podczas czytania w myślach mi grało "Come Little Children". xD
    W każdym razie, praca jest dobra, błędów większych nie wyłapałam, jedyne co mi się w oczy rzuciło, to wiszące w powietrzu, samotne "m", któremu ktoś zjadł przyjaciela - "i", przy jednej z wypowiedzi bohaterki. xD
    Dodatkowo twoja autorska notka... to: "Nie wstydźcie się prosić o pomoc." jest naprawdę godne pochwały!
    Weny życzę i pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *Ja*
      Jakie 'm', jakie 'm'...?
      Och... Zaraz... TO 'm'!
      Dzięki wielkie za komentarz i zauważenie błędu, zaraz pójdzie do moderacji ;).
      Pisząc tę notkę, w ogóle nie brałam pod uwagę takiej odezwy do ludzi przygnębionych życiem, ale kiedy skończyłam pisanie opka, po prostu nie mogłam go zostawić bez swojego 'głębokiego przemyślenia'. Poszłam więc na żywioł i opisałam moje zdanie na ten temat :).
      Miło mi, że ten shot Ci się spodobał, bo kiedy pokazywałam go znajomym, opinie były najprawdę rozbieżne.
      Pozdrawiam cieplutko i do zobaczenia, u Ciebie lub u mnie ;D.

      Usuń

Prześlij komentarz

Każdy Twój komentarz motywuje mnie do dalszej pracy nad sobą - zwłaszcza, jeśli zawrzesz w nim konstruktywną krytykę.