Zanim zasiadłam do przepisywania tego rozdziału na komputer, przeżyłam spory zawał serca, nie mogąc znaleźć brudnopisu i szkiców. To było straszne, ta myśl, że mogę stracić trzy godziny pracy przez własne zaniedbanie...
Nie no, żartuję. Ja nie mam serca. Ale reszta się zgadza.
Zapraszam.
***
Do tego rozdziału podaję dwie wersje jednej piosenki - jedną delikatniejszą, drugą trochę cięższą. Osobiście nie mogę się zdecydować, która pasuje lepiej - zostawiam to Wam.
Wysoki mężczyzna o włosach przyprószonych siwizną, ubrany w czarny garnitur, prowadził za rączkę pięcioletnią dziewczynkę w błękitnej sukience, której długie włosy w kolorze dojrzałej pszenicy splecione były w gruby warkocz.
Dziewczynka miała na imię Beatrycze i trzymała pod pachą pluszowego pieska, który kiedyś był olśniewająco biały, ale teraz jakby zblakł i poszarzał.
Podobnie rzecz miała się z dziewczynką - zwykle wesoła i rozćwierkana, teraz wpatrywała się pustym wzrokiem w ziemię uciekającą jej spod nóg.
Mężczyzna prowadził Beatrycze łagodnie, ale stanowczo. Wiedział, że nie ma innego wyboru niż zostawienie córeczki u apodyktycznej ciotki na czas swojej pracy. Wiedział też, że dziewczynka z tego powodu bardzo cierpi. W głębi duszy mężczyzna pragnął, by Beatrycze wyrwała rękę z jego uścisku i uciekła, a on mógłby ją gonić choćby i do końca świata, byleby tylko nie musieć jej opuszczać.
Nigdy jeszcze nie czuł się tak rozdarty. Chciał zrobić coś, cokolwiek, byleby tylko jego jedyne i ukochane dziecko nie myślało, że dobrowolnie je porzuca.
To było po prostu zbyt okrutne.
Dziewczynka dawno już przestała płakać i rozpaczać. W milczeniu cierpiąc ogromny ból odrzucenia, zacisnęła usta, aż stworzyły wąską, bladą kreskę. Ślady łez zniknęły już z jej twarzy, jednak puste spojrzenie i mechaniczne, bezmyślne ruchy były gorsze niż płacz, bo oznaczały rezygnację. Beatrycze, widząc, że nie zdoła zatrzymać przy sobie ojca, poddała się, choć serce i duszę rozrywał jej ból nie do opisania, tak ogromny, jaki może odczuwać tylko ktoś porzucony bez słowa wyjaśnienia, bez nadziei na powrót drugiej osoby, zostawiony na pastwę losu.
Nagle mężczyzna zatrzymał się i puścił rękę Beatrycze. Dziewczynka także stanęła i wbiła wzrok w czubki swoich przykurzonych bucików. Usłyszała ciche bzyczenie, a potem kliknięcie, i ojciec otworzył przed nią furtkę ogrodową.
Przez lata wiele zatarło się w pamięci Beatrycze, jednak gdy potem wspominała ten dzień, wszystko jawiło się przed nią wyjątkowo wyraźnie - szczęk klucza w zamku i dźwięk otwierania drzwi, a potem trzask i szybkie kroki na dróżce łączącej wejście z furtką.
Pamiętała dłoń ojca na plecach, jej ciepły, dodający otuchy i jakby nieco zawstydzony dotyk - jakby mężczyzna sam nie mógł się pogodzić ze swoją decyzją.
Pamiętała też inną dłoń - kobiecą, o długich, ostrych paznokciach, pokrytą plamami wątrobowymi i pomarszczoną, która chwyciła ją wtedy za podbródek i uniosła brutalnie jej twarz do góry.
W chwili, gdy beznamiętne, błękitne oczy Beatrycze spotkały się z pełnym pogardy wzrokiem kobiety, przestała ona być ciotką Muriel, kuzynką ojca Beatrycze, a zaczęła być Wiedźmą, i Wiedźmą pozostała przez następne kilkanaście lat, aż do momentu, w którym dziewczyna nie zerwała z nią ostatecznie kontaktu i nigdy więcej nie zająknęła się na temat istnienia takiej kobiety.
Wzgarda, jaką Wiedźma obdarzyła dziewczynkę przy pierwszym ich spotkaniu okazała się zupełnie odwzajemniona w chwili, w której kobieta wypowiedziała pełne jadu słowa:
- Szkoda, że jest tak podobna do swojej matki, tej paskudnej ladacznicy... Jesteś chociaż pewien, że to twoje dziecko?
Odpowiedź ojca, jeśli w ogóle jakaś padła, zagłuszył ryk, który obudził się w piersi dziewczynki, i szum krwi w jej uszach. Może i nie znała znaczenia słowa ''ladacznica'', ale i bez tego wypowiedź kobiety przesiąknięta była obrzydzeniem i pogardą dla matki dziewczynki, a tego nie mogła znieść, nawet jeśli wszystko co o niej wiedziała miało swoje źródło w opowieściach ojca. W jednej sekundzie nienawiść do Wiedźmy wyparła z głowy Beatrycze wszystkie inne odczucia i myśli. Wyrwała się z jej uścisku i stanęła naprzeciwko kobiety z obnażonymi zębami, zaciśniętymi w pięści dłońmi i wściekłością malującą się na twarzy.
- Nie będziesz tak mówić o mojej mamie! - Wrzasnęła Beatrycze.
W odpowiedzi Wiedźma tylko roześmiała się głośno i spojrzała prosto w oczy dziewczynki ze złośliwą uciechą.
- Bo co mi zrobisz, dziecko?
Beatrycze otworzyła i zamknęła usta, jednak nic nie odpowiedziała, tylko dalej z zaciętą miną wpatrywała się w twarz kobiety. Poczekaj tylko, pomyślała mściwie. Może i była dzieckiem, ale dzieci potrafią szczególnie długo chować urazę, by potem zgotować komuś piekło.
Kucając przed nią, ojciec Beatrycze odwrócił jej uwagę od pogardliwego wzroku Wiedźmy. Choć krew dalej się w niej burzyła, dziewczynka spojrzała na wyraźnie zmęczonego i przybitego mężczyznę. Ten kilkakrotnie otwierał i zamykał usta, jakby nie wiedział, co powiedzieć, aż w końcu po prostu mocno przytulił córkę, która zarzuciła mu ręce na szyję i także się w niego wtuliła. Spotkanie z Wiedźmą wyrwało Beatrycze ze stanu odrętwienia, ale dalej czuła bolesną świadomość utraty ojca, jedynej osoby poza matką, którą kochała i która kochała ją.
- Wrócę po ciebie - szepnął jej ojciec do ucha. - Wrócę tak szybko jak się da, obiecuję ci. Nigdy o tobie nie zapomnę.
Potem odsunął ją lekko od siebie i wsunął dłoń pod marynarkę, po czym dyskretnie, tak, by Wiedźma tego nie widziała, wsunął dziewczynce w dłoń zwitek papieru, który Beatrycze równie dyskretnie schowała do bocznej kieszonki swojej sukienki.
- Długo jeszcze? - Gderliwy głos kobiety wdarł się między nich i dziewczynka zacisnęła mocno wargi.
- Kocham cię - szepnął jeszcze mężczyzna i wstał, po czym szybko pożegnał się z Wiedźmą i odszedł, nie odwracając się za siebie, zostawiając swoją córkę z jedyną ich żyjącą krewną.
Dziewczynka odwróciła się tyłem do domu, o którym miała później powiedzieć, że był najbrzydszy na świecie, choć i tak ładniejszy od wszystkich, w których potem mieszkała z Wiedźmą, i wpatrzyła się w sylwetkę ojca, która powoli nikła w oddali.
Kobieta zacisnęła szponiastą dłoń na ramieniu Beatrycze i ponownie odezwała się głosem przesiąkniętym złośliwą uciechą i pogardą:
- Później rozpakujesz rzeczy, które wczoraj przyniósł twój ojciec, nie mogąc się zapewne doczekać pozbycia ciebie, czego zupełnie mu się nie dziwię... Ale najpierw obetniemy ci te okropne włosy.
Beatrycze ponownie zacisnęła dłonie w pięści. Włosy były tym, co najbardziej jej się w niej podobało - długie i gęste, błyszczące tak, jakby ukrywały się w nich promyki słońca, były dokładnie takie, jak u jej matki.
W sercu dziewczynki ponownie zapłonęła nienawiść i chęć zemsty, uczucia, których nie powinno czuć nie tylko żadne dziecko, ale także żaden dorosły. Uczucia destrukcyjne i zaślepiające.
Skinęła sztywno głową, podniosła pluszaka, który upadł na ziemię gdy przytulała ojca, i posłusznie podążyła za Wiedźmą do nowego domu.
Ogień nienawiści płonął w jej sercu.
***
Widzicie, nie jestem taka zła, swoim postaciom daję serca. Czasem przesiąknięte złem, czasem zupełnie egoistyczne, czasem tak naiwne, że poznaczone wieloma bliznami. Ale daję.
Cóż za szczodrobliwość z mojej strony, cóż za dobroć.
No cóż, taka już jestem.
Buziaki, uściski i masa cukru od
Damayanti
Nie no, żartuję. Ja nie mam serca. Ale reszta się zgadza.
Zapraszam.
***
Do tego rozdziału podaję dwie wersje jednej piosenki - jedną delikatniejszą, drugą trochę cięższą. Osobiście nie mogę się zdecydować, która pasuje lepiej - zostawiam to Wam.
Wysoki mężczyzna o włosach przyprószonych siwizną, ubrany w czarny garnitur, prowadził za rączkę pięcioletnią dziewczynkę w błękitnej sukience, której długie włosy w kolorze dojrzałej pszenicy splecione były w gruby warkocz.
Dziewczynka miała na imię Beatrycze i trzymała pod pachą pluszowego pieska, który kiedyś był olśniewająco biały, ale teraz jakby zblakł i poszarzał.
Podobnie rzecz miała się z dziewczynką - zwykle wesoła i rozćwierkana, teraz wpatrywała się pustym wzrokiem w ziemię uciekającą jej spod nóg.
Mężczyzna prowadził Beatrycze łagodnie, ale stanowczo. Wiedział, że nie ma innego wyboru niż zostawienie córeczki u apodyktycznej ciotki na czas swojej pracy. Wiedział też, że dziewczynka z tego powodu bardzo cierpi. W głębi duszy mężczyzna pragnął, by Beatrycze wyrwała rękę z jego uścisku i uciekła, a on mógłby ją gonić choćby i do końca świata, byleby tylko nie musieć jej opuszczać.
Nigdy jeszcze nie czuł się tak rozdarty. Chciał zrobić coś, cokolwiek, byleby tylko jego jedyne i ukochane dziecko nie myślało, że dobrowolnie je porzuca.
To było po prostu zbyt okrutne.
Dziewczynka dawno już przestała płakać i rozpaczać. W milczeniu cierpiąc ogromny ból odrzucenia, zacisnęła usta, aż stworzyły wąską, bladą kreskę. Ślady łez zniknęły już z jej twarzy, jednak puste spojrzenie i mechaniczne, bezmyślne ruchy były gorsze niż płacz, bo oznaczały rezygnację. Beatrycze, widząc, że nie zdoła zatrzymać przy sobie ojca, poddała się, choć serce i duszę rozrywał jej ból nie do opisania, tak ogromny, jaki może odczuwać tylko ktoś porzucony bez słowa wyjaśnienia, bez nadziei na powrót drugiej osoby, zostawiony na pastwę losu.
Nagle mężczyzna zatrzymał się i puścił rękę Beatrycze. Dziewczynka także stanęła i wbiła wzrok w czubki swoich przykurzonych bucików. Usłyszała ciche bzyczenie, a potem kliknięcie, i ojciec otworzył przed nią furtkę ogrodową.
Przez lata wiele zatarło się w pamięci Beatrycze, jednak gdy potem wspominała ten dzień, wszystko jawiło się przed nią wyjątkowo wyraźnie - szczęk klucza w zamku i dźwięk otwierania drzwi, a potem trzask i szybkie kroki na dróżce łączącej wejście z furtką.
Pamiętała dłoń ojca na plecach, jej ciepły, dodający otuchy i jakby nieco zawstydzony dotyk - jakby mężczyzna sam nie mógł się pogodzić ze swoją decyzją.
Pamiętała też inną dłoń - kobiecą, o długich, ostrych paznokciach, pokrytą plamami wątrobowymi i pomarszczoną, która chwyciła ją wtedy za podbródek i uniosła brutalnie jej twarz do góry.
W chwili, gdy beznamiętne, błękitne oczy Beatrycze spotkały się z pełnym pogardy wzrokiem kobiety, przestała ona być ciotką Muriel, kuzynką ojca Beatrycze, a zaczęła być Wiedźmą, i Wiedźmą pozostała przez następne kilkanaście lat, aż do momentu, w którym dziewczyna nie zerwała z nią ostatecznie kontaktu i nigdy więcej nie zająknęła się na temat istnienia takiej kobiety.
Wzgarda, jaką Wiedźma obdarzyła dziewczynkę przy pierwszym ich spotkaniu okazała się zupełnie odwzajemniona w chwili, w której kobieta wypowiedziała pełne jadu słowa:
- Szkoda, że jest tak podobna do swojej matki, tej paskudnej ladacznicy... Jesteś chociaż pewien, że to twoje dziecko?
Odpowiedź ojca, jeśli w ogóle jakaś padła, zagłuszył ryk, który obudził się w piersi dziewczynki, i szum krwi w jej uszach. Może i nie znała znaczenia słowa ''ladacznica'', ale i bez tego wypowiedź kobiety przesiąknięta była obrzydzeniem i pogardą dla matki dziewczynki, a tego nie mogła znieść, nawet jeśli wszystko co o niej wiedziała miało swoje źródło w opowieściach ojca. W jednej sekundzie nienawiść do Wiedźmy wyparła z głowy Beatrycze wszystkie inne odczucia i myśli. Wyrwała się z jej uścisku i stanęła naprzeciwko kobiety z obnażonymi zębami, zaciśniętymi w pięści dłońmi i wściekłością malującą się na twarzy.
- Nie będziesz tak mówić o mojej mamie! - Wrzasnęła Beatrycze.
W odpowiedzi Wiedźma tylko roześmiała się głośno i spojrzała prosto w oczy dziewczynki ze złośliwą uciechą.
- Bo co mi zrobisz, dziecko?
Beatrycze otworzyła i zamknęła usta, jednak nic nie odpowiedziała, tylko dalej z zaciętą miną wpatrywała się w twarz kobiety. Poczekaj tylko, pomyślała mściwie. Może i była dzieckiem, ale dzieci potrafią szczególnie długo chować urazę, by potem zgotować komuś piekło.
Kucając przed nią, ojciec Beatrycze odwrócił jej uwagę od pogardliwego wzroku Wiedźmy. Choć krew dalej się w niej burzyła, dziewczynka spojrzała na wyraźnie zmęczonego i przybitego mężczyznę. Ten kilkakrotnie otwierał i zamykał usta, jakby nie wiedział, co powiedzieć, aż w końcu po prostu mocno przytulił córkę, która zarzuciła mu ręce na szyję i także się w niego wtuliła. Spotkanie z Wiedźmą wyrwało Beatrycze ze stanu odrętwienia, ale dalej czuła bolesną świadomość utraty ojca, jedynej osoby poza matką, którą kochała i która kochała ją.
- Wrócę po ciebie - szepnął jej ojciec do ucha. - Wrócę tak szybko jak się da, obiecuję ci. Nigdy o tobie nie zapomnę.
Potem odsunął ją lekko od siebie i wsunął dłoń pod marynarkę, po czym dyskretnie, tak, by Wiedźma tego nie widziała, wsunął dziewczynce w dłoń zwitek papieru, który Beatrycze równie dyskretnie schowała do bocznej kieszonki swojej sukienki.
- Długo jeszcze? - Gderliwy głos kobiety wdarł się między nich i dziewczynka zacisnęła mocno wargi.
- Kocham cię - szepnął jeszcze mężczyzna i wstał, po czym szybko pożegnał się z Wiedźmą i odszedł, nie odwracając się za siebie, zostawiając swoją córkę z jedyną ich żyjącą krewną.
Dziewczynka odwróciła się tyłem do domu, o którym miała później powiedzieć, że był najbrzydszy na świecie, choć i tak ładniejszy od wszystkich, w których potem mieszkała z Wiedźmą, i wpatrzyła się w sylwetkę ojca, która powoli nikła w oddali.
Kobieta zacisnęła szponiastą dłoń na ramieniu Beatrycze i ponownie odezwała się głosem przesiąkniętym złośliwą uciechą i pogardą:
- Później rozpakujesz rzeczy, które wczoraj przyniósł twój ojciec, nie mogąc się zapewne doczekać pozbycia ciebie, czego zupełnie mu się nie dziwię... Ale najpierw obetniemy ci te okropne włosy.
Beatrycze ponownie zacisnęła dłonie w pięści. Włosy były tym, co najbardziej jej się w niej podobało - długie i gęste, błyszczące tak, jakby ukrywały się w nich promyki słońca, były dokładnie takie, jak u jej matki.
W sercu dziewczynki ponownie zapłonęła nienawiść i chęć zemsty, uczucia, których nie powinno czuć nie tylko żadne dziecko, ale także żaden dorosły. Uczucia destrukcyjne i zaślepiające.
Skinęła sztywno głową, podniosła pluszaka, który upadł na ziemię gdy przytulała ojca, i posłusznie podążyła za Wiedźmą do nowego domu.
Ogień nienawiści płonął w jej sercu.
***
Widzicie, nie jestem taka zła, swoim postaciom daję serca. Czasem przesiąknięte złem, czasem zupełnie egoistyczne, czasem tak naiwne, że poznaczone wieloma bliznami. Ale daję.
Cóż za szczodrobliwość z mojej strony, cóż za dobroć.
No cóż, taka już jestem.
Buziaki, uściski i masa cukru od
Damayanti
Argh, zmuliłam, dawno mnie tu nie było... dawno mnie nigdzie nie było. X"D
OdpowiedzUsuńNie to, żebym przepadała za pisklakami, ale jak to zwykle ze mną bywa - szybko wczuwam się w bohaterów i mimo wszystko jakąś cząstką siebie przeżywam ich dylematy. ;w;
Ciotka zdaje się być w chwili obecnej takim bossem ostatecznym, jedynym i prawdziwym złem tego świata (przynajmniej dla głównej bohaterki), ale kto wie, może ma swoje powody i po prostu źle wyzbywa się z siebie negatywnych uczuć? ;-; *Łudzi się*
No, w każdym razie tekst jest spoko, błędów nie wykryłam (chyba, w końcu mogłam coś przegapić x0x), no i ten, lubię twoje opisy. xD
Widzę też, że wygląd bloga uległ zmianie. ^ ^
No nic, weny życzę i powodzenia w dalszym pisaniu! :)
Nie żebym wyznawała zasadę, że każdy zły ma traumatyczną przeszłość, która wszystko usprawiedliwia, ale nie wiem, jak będzie tutaj (to znaczy mam pewien pomysł, ale może nie wypalić i wszystko zepsuć, także tego ;D). Dużo zdradzić nie mogę, powiem tylko, że jeszcze może być gorzej. I to całkiem niedługo.
OdpowiedzUsuńI tak, tak, zmieniłam wygląd bloga, bo poczytałam tu i ówdzie i dowiedziałam się, że czytanie białych liter na ciemnym tle może powodować problemy ze wzrokiem :o. A tego to nie chcę.
Dziękuję bardzo za życzenia, odwzajemniam się tym samym ;D. Pozdrawiam cieplutko!
Rozbudzasz moją ciekawość każdym kolejnym rozpoczętym opowiadaniem. Jesteś okrutna :P Podoba mi się w jaki sposób opisujesz uczucia. Można się głęboko wczuć w opowiadanie. Takie złośliwe postacie jak twoja "wiedźma" są ciekawe.
OdpowiedzUsuńTak, jestem okrutna! Moje dziecięce marzenie się spełniło <3. Wiedźma wykiełkowała w mojej głowie i postanowiłam ją "wszyć" do jakiegoś opowiadania. No i się udało! Mam już rozwinięty pomysł na to opowiadanie, więc może, może... Niedługo zacznę wstawiać ;).
UsuńPozdrawiam cieplutko!