Kochane czytelniczki i kochani czytelnicy, oraz wszyscy, którzy w jakiś sposób nie mieszczą się w ramy danej płci, nadszedł dla mnie przełomowy moment.
Teraz.
Tutaj.
(Nieistotne, gdzie tutaj, po prostu tutaj.)
Jakiś czas temu dostałam e-maila od pewnej młodej kobiety. Tą kobietą była rekruterka nowopowstałego wydawnictwa książek. Tytuł tego e-maila brzmiał: "Szansa na wydanie książki".
I wiecie co?
Nie byłabym sobą, gdybym nie pomyślała w pierwszej chwili: "Ha, ha, żeby coś wydać, trzeba coś najpierw napisać".
Ale to skłoniło mnie do głębszych rozmyślań. Bo w końcu już jako mała dziewczynka marzyłam o pisaniu (w trzeciej klasie w konkursie literackim w swojej grupie wiekowej zdobyłam trzecią nagrodę *duma*. Do tej pory jak czytam tamto opowiadanko, to aż mi się cieplej na serduszku robi.)
I dlatego, moi drodzy, zaczynam pisać książkę. Jakiś czas temu opublikowałam tutaj kilka jej rozdziałów (chodzi o "Wszystko ma swoją cenę"), ale postanowiłam zdjąć je z bloga i zamiast tego rozwinąć ją w prawdziwą, porządną powieść.
Żeby jednak nie było zbyt łatwo, postawiłam sobie za cel ukończenie jej przed swoimi siedemnastymi urodzinami.
Może to głupie, może niewykonalne, ale to w końcu ja. Lubię sobie podnosić poprzeczkę.
Minusem całej sytuacji jest to, że nie będę w stanie publikować rozdziałów na blogu z częstotliwością większą niż jeden/dwa w miesiącu. Przepraszam, ale wiem, że nie będę w stanie się wyrobić. Zapewne będę też publikować nieregularnie, więc... No cóż. Jakoś dacie sobie radę. Możecie subskrybować bloga i być na bieżąco :).
Cóż, to już chyba wszystko. Trzymajcie kciuki za moje maleństwo i dajcie znać, czy chcielibyście, żebym dzieliła się postępami w pisaniu na blogu.
Do mojej siedemnastki zostało 199 dni. Myślicie, że dam radę?
Buziaki, uściski i masa cukru od
Damayanti
Teraz.
Tutaj.
(Nieistotne, gdzie tutaj, po prostu tutaj.)
Jakiś czas temu dostałam e-maila od pewnej młodej kobiety. Tą kobietą była rekruterka nowopowstałego wydawnictwa książek. Tytuł tego e-maila brzmiał: "Szansa na wydanie książki".
I wiecie co?
Nie byłabym sobą, gdybym nie pomyślała w pierwszej chwili: "Ha, ha, żeby coś wydać, trzeba coś najpierw napisać".
Ale to skłoniło mnie do głębszych rozmyślań. Bo w końcu już jako mała dziewczynka marzyłam o pisaniu (w trzeciej klasie w konkursie literackim w swojej grupie wiekowej zdobyłam trzecią nagrodę *duma*. Do tej pory jak czytam tamto opowiadanko, to aż mi się cieplej na serduszku robi.)
I dlatego, moi drodzy, zaczynam pisać książkę. Jakiś czas temu opublikowałam tutaj kilka jej rozdziałów (chodzi o "Wszystko ma swoją cenę"), ale postanowiłam zdjąć je z bloga i zamiast tego rozwinąć ją w prawdziwą, porządną powieść.
Żeby jednak nie było zbyt łatwo, postawiłam sobie za cel ukończenie jej przed swoimi siedemnastymi urodzinami.
Może to głupie, może niewykonalne, ale to w końcu ja. Lubię sobie podnosić poprzeczkę.
Minusem całej sytuacji jest to, że nie będę w stanie publikować rozdziałów na blogu z częstotliwością większą niż jeden/dwa w miesiącu. Przepraszam, ale wiem, że nie będę w stanie się wyrobić. Zapewne będę też publikować nieregularnie, więc... No cóż. Jakoś dacie sobie radę. Możecie subskrybować bloga i być na bieżąco :).
Cóż, to już chyba wszystko. Trzymajcie kciuki za moje maleństwo i dajcie znać, czy chcielibyście, żebym dzieliła się postępami w pisaniu na blogu.
Do mojej siedemnastki zostało 199 dni. Myślicie, że dam radę?
Buziaki, uściski i masa cukru od
Damayanti
Ah i co ja mam Ci teraz napisać. Cieszę się, że spełniasz to marzenie, z całego serca życzę aby się spełniło. Mocno mocno kciuki trzymam. Trochę mi jednak smutno, że będę musiała czekać na opowiadania na blogu. Jednak w zupełności Cię rozumiem. Skup się na książce. To wymaga dużo pracy a ja chętnie bym przeczytała gotowe już dzieło. Marzenie trzeba spełniać więc do roboty. Dawaj znać jak Ci idzie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za miłe słowa :). Na pewno będę się dzieliła postępami na blogu, myślę, że to dobry pomysł.
UsuńPozdrawiam cieplutko!
też uważam, że książka jest teraz NAJWAŻNIEJSZA!
OdpowiedzUsuńwspaniale móc zmierzyć się z marzeniami, oczekiwaniami
innych i nieprzewidywalnymi wydarzeniami będącymi
wszak następstwem wyjścia poza to, co bezpieczne :)
Tak, tak, dokładnie, wychodzę poza strefę komfortu i mam nadzieję, że ludzie pracujący w "książkowym biznesie" w razie czego nie pożrą mnie żywcem :).
UsuńPozdrawiam cieplutko!
Yo yo, remont mnie zeżarł, stąd ta gigantyczna obsuwa z komentarzem. x-x Wspieram, popieram i powodzenia życzę, pisaj sobie i marzenia spełniaj, póki jest okazja, bo potem życie może kopnąć w dupę i okazji nie będzie. qwq Powodzenia, mordko!
OdpowiedzUsuń