,,Każdy zasługuje na drugą szansę" cz.2

     (Część pierwszą znajdziecie tutaj.)
     Nareszcie ferie! Co to oznacza? Że mam jeszcze więcej czasu na pastwienie się nad swoją leniwą osobą, która zamiast pisać woli leżeć na dywanie z emo muzyką w tle.
     To cała ja.
     Zapraszam na rozdział :).

                                     ***

     Budzik zadzwonił punktualnie o siódmej. W ułamku sekundy Sophie podniosła się i go wyłączyła, po czym zamarła, nasłuchując. W domu było jednak cicho jak makiem zasiał.
     Z dziwnym uczuciem niepokoju Sophie wstała z łóżka i podeszła do szafy. Nie miała zbyt rozbudowanej garderoby - kilkanaście koszulek, głównie z logo jakiegoś zespołu, kilka par spodni, cztery czy pięć kompletów bielizny. Wszystko czarne.
     Wzięła pierwszy z brzegu t-shirt i majtki, odnotowując w pamięci, że czas zrobić pranie, a potem zgarnęła z podłogi wczorajsze ubrania. Jak najciszej mogła otworzyła drzwi pokoju i wyjrzała na pusty korytarz.
     Przyciskając naręcze ubrań do piersi, szybko zeszła po schodach, przemknęła przez opustoszały salon i skręciła w prawo przy drzwiach wejściowych, wchodząc do łazienki.
     Po szybkim prysznicu i pozostałej porannej toalecie ubrała się, wrzuciła brudną bieliznę do pralki i nastawiła ją, nie zwracając nawet uwagi na to, co robi. Dziwaczne przeczucie, że stanie się coś złego nie dawało jej spokoju, ale nie miała czasu, żeby się nad nim głębiej zastanowić.
     Z powrotem pobiegła na górę i wsunęła na stopy pierwsze wyciągnięte z szafy skarpetki. Potem chwilę mocowała się z trampkami, jednocześnie chwytając sfatygowany plecak i zarzucając go sobie na ramię. Zeszła na dół, przeskakując po dwa stopnie, i skierowała się do drzwi.
     Na dworze było cieplej niż w nocy i Sophie nie trzęsła się w cienkiej bluzie, choć z pewnością nie było jej zbyt przyjemnie. Szła szybko, starając się nieco rozgrzać.
     Po dwudziestu minutach była już w szkole. Westchnęła cicho, gdy ciepło otuliło ją jak kokon.
     Do rozpoczęcia lekcji zostało jeszcze parę minut, ale Sophie weszła do klasy i zajęła swoje miejsce, wyjmując książki i zeszyty. Może i nie była wybitną uczennicą, ale z pewnością bardzo pilną i chętną do nauki. Była to kolejna rzecz, która czyniła ją "tą dziwną".
     Rozbrzmiał dzwonek i fala rozgadanych nastolatków wlała się do klasy. I choć Sophie szczerze się starała, niepokój ściskający ją w dołku nie pozwalał jej się skupić. Przez kilka godzin siedziała więc bez ruchu, bezmyślnie wpatrując się w ścianę przed sobą i bezwiednie bazgrząc w zeszycie.
     Ocknęła się - i aż podskoczyła gwałtownie - gdy nauczyciel angielskiego, pan Whisperer, położył jej dłoń na ramieniu.
- Sophie - powiedział, a po jego zniecierpliwionym tonie dziewczyna poznała, że najpewniej starał się przyciągnąć jej uwagę już od dłuższej chwili. - Lekcje skończyły się piętnaście minut temu. Idźże już do domu, dziecko.

- O Boże - szepnęła dziewczyna. - Matka mnie zabije.
     Błyskawicznie schowała wszystkie szkolne przybory do plecaka i zarzuciła go na plecy, wyskoczyła z ławki jak z procy i popędziła do wyjścia, zupełnie ignorując zaskoczonego nauczyciela.
     Pędziła przed siebie z prędkością, której nie powstydziłby się Usain Bolt. Jej ciało było jednak ciałem długodystansowca, nie sprintera, i już po chwili Sophie poczuła się tak, jakby coś usilnie starało się zmiażdżyć jej płuca.
     Nie pozwoliła sobie jednak na zwolnienie tempa. Tenisówki ledwo dotykały ziemi, gdy pędziła do domu, z całych sił modląc się, by matka nie zauważyła jej spóźnienia.
     Zacisnęła mocno zęby. Serce waliło jej tak mocno, jakby zaraz miało pęknąć. Tuż przed drzwiami domu wyhamowała gwałtownie, starając się uspokoić oddech, choć czuła się tak, jakby miała się udusić.
     Wzięła świszczący, płytki oddech i weszła do domu. Zerknęła ostrożnie do salonu i ze zdziwieniem dostrzegła, że jest pusty. Tak samo było z łazienką - jedynym źródłem dźwięku była cicho pikająca pralka, informująca o zakończeniu procesu prania.
     Wszędzie wokół panowała nienaturalna wręcz cisza. Sophie pozwoliła sobie na okruch nadziei, że może matki nie ma w domu i będzie uratowana.
     Zachowując czujność, dziewczyna przeszła przez salon i weszła po schodach na piętro. Zajrzała do kuchni, ale ona także nie nosiła śladów obecności matki.
     Sophie odetchnęła i cofnęła się korytarzem, po czym weszła do swojego pokoju. Zamknęła drzwi i zrzuciła trampki, po czym, z plecakiem wciąż zawieszonym na ramieniu, skierowała się do niewielkiego biureczka stojącego pod oknem. Serce wciąż biło jej mocno, ale już nie chciało wyskoczyć jej z piersi. Uśmiechnęła się z ulgą i już miała zacząć wyjmować książki z plecaka, kiedy nagle coś szarpnęło ją wściekle za włosy i odchyliło jej głowę do tyłu tak mocno, że z ust dziewczyny zamiast krzyku wydobył się tylko żałosny odgłos, coś pośredniego pomiędzy piskiem a skrzekiem.
- Myślałaś, że się nie dowiem, mała dziwko? - Wysyczała jej prosto w twarz skrzywiona ze złości postać. - Myślałaś, że się nie dowiem?!
     Ryk matki odbił się echem w uszach Sophie, gdy kobieta szarpnęła jej włosy jeszcze raz, zrzucając ją na podłogę. Dziewczyna ledwo uniknęła uderzenia głową w żebro zimnego kaloryfera. Plecak spadł na ziemię i wpadł pod biurko.
- Odpowiadaj, ty suko, to może cię nie zabiję - wychrypiała kobieta.
     Jednak przerażona Sophie nie była zdolna do wymówienia choćby jednego słowa. Serce podeszło jej do gardła i drżała cała jak w febrze. I choć każdy nerw w jej ciele pulsował pragnieniem ucieczki tak gorącym, że dziewczyna czuła niemal, że płonie, nie była w stanie wykonać żadnego ruchu.
- Nie chcesz mówić? Dobrze, załatwimy to inaczej. - W rozszerzonych źrenicach kobiety błysnęło szaleństwo, a Sophie z przerażeniem zdała sobie sprawę, że matka jest pod tak silnym wpływem narkotyków, jak jeszcze nigdy.
     Po domu rozszedł się krzyk bólu, gdy oprawczyni z całej siły nadepnęła na odsłoniętą dłoń Sophie. Dziewczyna usiłowała wyrwać rękę, ale kobieta tylko tym mocniej dociskała nogę do podłogi, niemal łamiąc córce kości.
     Kiedy w końcu uniosła nogę, Sophie natychmiast przyciągnęła dłoń do klatki piersiowej i zaszlochała gwałtownie.
     Płacz urwał się sekundę później, gdy matka zamachnęła się i brutalnie kopnęła dziewczynę w brzuch. Na chwilę obraz zdwoił się w oczach Sophie, a ona sama skuliła się, nie mogąc nabrać powietrza.
- Myślisz, że nie wiem, co robisz, kiedy nie ma cię w domu? Że nie domyśliłam się, że prawie co noc wymykasz się z domu i szlajasz nie wiadomo gdzie?! - Furia w głosie kobiety osiągnęła takie natężenie, że Sophie wydało się, że matka zaraz zacznie pluć jadem.
     Kobieta schwyciła dziewczynę za przód bluzy i przyciągnęła do siebie, tak, że teraz Sophie klęczała, a matka pochylała się nad nią tak nisko, że prawie stykały się czołami.
- Ty się kurwisz - wyszeptała kobieta, a jej oczy rozszerzyły się, jakby nagle odkryła tajemnicę istnienia wszechświata. - Pieprzysz się za pieniądze, tak?
- N-nie... - wyjąkała przerażona do granic możliwości Sophie. - Mamo... Proszę... Ja nigdy nie...
     Dziewczyna, jakkolwiek absurdalne były domysły matki, wiedziała, że jeśli nie wyprowadzi kobiety z błędu, może nie dożyć następnego dnia. Nie wiedziała tylko, czy jej się to uda.
- Ach... - zamyśliła się kobieta i puściła dziewczynę, która natychmiast stanęła na nogi, odsuwając się pod samą ścianę i chwytając za brzuch.
     Z przestrachem, bez mrugnięcia okiem, wpatrywała się w matkę, która jakby zagubiła się we własnych myślach. Ze wzrokiem utkwionym w przestrzeni gdzieś za oknem kiwała powoli głową, podczas gdy Sophie centymetr po centymetrze wycofywała się do drzwi. Jej mięśnie były napięte tak bardzo, że to aż bolało. Zwłaszcza urażony brzuch dokuczał jej przy każdym ruchu.
- Sophie? - Powiedziała nieco sennie kobieta.
     Dziewczyna, która już wyciągała rękę do klamki, zamarła w bezruchu.
- Tak, mamo? - Wyszeptała zdrętwiałymi ze strachu wargami. Krew szumiała jej w uszach, niemal zagłuszając cichy głos matki.
- Wiesz, ja... Ja ci chyba...
- Tak? - Zachęciła ją ledwo słyszalnie Sophie, kiedy kobieta na chwilę zawiesiła głos.
     Matka odwróciła się do dziewczyny. Źrenice zajmowały prawie całą powierzchnię jej tęczówek, twarz wykrzywiał paskudny grymas. Sophie wciągnęła spazmatycznie powietrze, gdy kobieta krzyknęła:
- Nie wierzę ci, ty pieprzona dziwko!
     Matka rzuciła się na nią z rykiem, w dwóch krokach pokonując długość pokoju. Sophie pisnęła i rzuciła się do drzwi, naciskając na klamkę.
     Uratowało ją to, że drzwi otwierały się na zewnątrz. Wypadłszy na korytarz, dziewczyna błyskawicznie zatrzasnęła za sobą drzwi, przygniatając nimi głowę kobiety, która próbowała w ostatniej chwili rzucić się między skrzydło a framugę.
     Rozległ się okropny chrupot i stłumiony wrzask bólu, a ręka kobiety zamachała w powietrzu, mijając o milimetry oko Sophie i orząc paznokciami jej policzek.
     Naładowana adrenaliną nastolatka nawet nie zwróciła uwagi na krew spływającą jej po twarzy, tylko poddała się instynktowi. Przebiegła przez korytarz, odwracając się tylko na moment, by zarejestrować obraz oszołomionej matki leżącej na podłodze i toczącej wkoło błędnym wzrokiem.
     Tłumiąc w sobie szloch, z szeroko otwartymi oczami i twarzą błyszczącą od łez, z krwią wypływającą jej z ran i łaskoczącą w szyję, ze spuchniętą dłonią i brzuchem pulsującym bólem, Sophie wybiegła z domu. I biegła, biegła przed siebie, tak daleko od osobistego horroru, jak tylko mogła.
     Pierwszy śnieg przykrywał ziemię, a pojedyncze płatki topiły się w jej gorącej krwi.

                                     ***

     Chyba jestem agresywnie nastawiona do moich postaci. Każdego w jakiś sposób krzywdzę...
     Jeśli kiedyś uda im się wyjść z tych opowiadań, to długo nie pożyję.
     Ale cóż, takie jest życie! Nikt nie może żyć w stu procentach szczęśliwie! Moje postacie mogą żyć radośnie w co najwyżej dzięsięciu procentach!
     Mam nadzieję, że będziecie dalej śledzić losy nieszczęsnej Sophie i innych moich wymyślonych przyjaciół.
     ...liczę też na to, że powodzi Wam się lepiej niż im.

Buziaki, uściski i masa cukru od
                                                           Damayanti




Wynik na dziś: 18

Komentarze

  1. Mocne opowiadanie. Oj nacierpią się twoi bohaterowie. Proszę nim zaczniesz kolejne opowiadanie dokończ jedno z zaczętych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki właśnie jest plan. Choćbym miała usychać ze smutku i rozpaczy, nie zacznę nowego opowiadania, tylko sukcesywnie będę wstawiała te już zaczęte. Ewentualnie od czasu do czasu dorzucę coś jednowątkowego, ale z ręką na sercu - od teraz najpierw kończę, potem zaczynam.
      Pozdrawiam cieplutko!
      (I proszę trzymać za mnie kciuki, bo jestem słabą istotką 😂.)

      Usuń

Prześlij komentarz

Każdy Twój komentarz motywuje mnie do dalszej pracy nad sobą - zwłaszcza, jeśli zawrzesz w nim konstruktywną krytykę.